31 sierpnia, 2016
Singapur – Miasto w ogrodzie
Co obowiązkowo zobaczyć w Singapurze mając nieco ponad dobę? Jak zdecydować się na jedną atrakcję w mieście – ogrodzie, które na każdym kroku oferuje miejsca niczym z surrealistycznego snu? Jak wybrać pomiędzy nowoczesnymi atrakcjami, miejscami związanymi z historią lub sztuką, przecudownymi ogrodami czy wspaniałymi parkami rozrywki? A może po prostu zdecydować się na siedzenie w barach ze wspaniałym jedzeniem i gapienie się na mieszkańców lub na clubbing z nocną panoramą miasta? Pierwsza myśl — tego nie da się zrobić w dobę, na to potrzebny jest rok!
Zaraz po przyjeździe do naszej hostelowej norki, o której wspominaliśmy już w poście Singapur — miasto lwa zostawiliśmy bagaże i popędziliśmy na najbliższą stacje metra: Little India, aby dostać się do centrum miasta. Centrum oznacza dla nas zatokę otoczoną z jednej strony dzielnicą biznesową i drapaczami chmur, a z drugiej oryginalną bryłą hotelu Marina Bay Sands. Z metra wysiadamy na stacji City Hall zaraz pod okrągłą bryłą pięciogwiazdkowego hotelu Swissotel The Stamford i ruszamy dalej mijając Esplanade – Theatres On the Bay o kształcie inspirowanym owocem duriana.
Durian niewątpliwie jest jednym z symboli Azji — jest to owoc, obok którego nie da się przejść obojętnie, gdyż nie pozwala na to jego zapach. Wyjątkowo obrzydliwy i powodujący u większości osób odruch wymiotny (o nim będzie można poczytać w artykule dotyczącym Tajlandii i Krabi). Teatr powstał z myślą o tym, aby stworzyć w Singapurze miejsce, które stanie się dla mieszkańców domem kultury i sztuki, łączącym różne tradycje oraz będzie zalążkiem singapurskiej kultury. Budowla jest imponująca, my jednak oglądamy ją tylko z zewnątrz i biegniemy dalej, bo wiemy, że jesteśmy już blisko ujrzenia jednej z najpiękniejszych na świecie panoram miasta, spełnienia kolejnego marzenia… Moment, w którym stawiamy pierwsze kroki na promenadzie Marina Bay, moment, w którym widzimy fontannę Merliona, mitycznego stwora o ciele ryby i głowie lwa oraz bryłę hotelu Marina Bay Sands i drapacze chmur centrum biznesowego, zaczynamy wierzyć w to, że znaleźliśmy się w Singapurze.
Najważniejszym i trochę szalonym punktem tego dnia ma być dostanie się na dach hotelu Marina Bay Sands, aby usiąść w barze dla gości hotelowych i delektując się widokiem wypić piwo lub inny trunek. Zdajemy sobie sprawę z tego, że będzie to trudne do zrealizowania, ale jesteśmy już lepiej przygotowani niż w Kuala Lumpur i w plecakach mamy zapakowane „wyjściowe” ubrania. Studiując przed wyjazdem fora podróżnicze, dowiedziałam się, że dostanie się na dach hotelu jest całkiem proste. Należy uiścić opłatę w wysokości 20 $ singapurskich i wjechać windą na taras widokowy tzw. Sky Park.
Platforma widokowa umieszczona jest na wystającej poza obrys budynku części dachu, jednocześnie może przebywać na niej 900 osób. Można to zrobić w godzinach 9:30 – 22:00 i zasadniczo nic w tym trudnego… tylko nic też wyjątkowego. My postanawiamy zrobić to w wersji hardcorowej, czyli dostać się do restauracji dla gości nie płacąc przy tym tych 20 dolców za osobę. Uznaliśmy, że pieniądze te lepiej spożytkować na jakiś trunek i wypić go oglądając najwyżej położony basen na świecie.
Zanim jednak stanęliśmy przed tym wyzwaniem czekało nas kilka godzin spaceru po mieście i podziwianie najważniejszej dla mnie atrakcji: lasu deszczowego – Clouds Forest i ogromnych konstrukcji przedstawiających drzewa, czyli Supertreee w Gardens by the Bay. Pokonujemy kolejny kilometr, idąc wokół zatoki i spacerując mostem, a raczej kładką Helix. To kolejna surrealistyczna budowla, swoim kształtem przypominająca makietę ludzkiego DNA. W roku 2010 Helix Bridge okazał się najlepszą konstrukcją transportową na świecie i wygrał barceloński konkurs architektoniczny World Architecture Festiwal.
Konstruktorzy tworząc ten cud, wzorowali się na naturze, dzięki temu postała budowla składająca się ze spirali i helis, które zostały przykryte szkłem, co w tym klimacie jest bardzo przydatne (mówi się, że w Singapurze nie powinno wychodzić się z domu bez parasola). Co najważniejsze projekt opierał się na założeniach ekologii i mniejszym zużyciu stali. W nocy cała kładka jest przepięknie oświetlona, rozciąga się z niej wspaniały widok na singapurskie drapacze chmur, a cztery tarasy są świetnym miejscem do robienia zdjęć miasta.
ArtScience MUZEUM
Dotarliśmy pod hotel Marina Bay Sands, ale okazało się, że znajdujące się pod nim kolejne cuda architektury nie pozwolą nam przejść obojętnie. O bryle i zamyśle ArtScience Muzeum można byłoby napisać cały osobny artykuł. Jeżeli w jakimkolwiek miejscu na świecie architektura współczesna mnie zachwyciła, to było to właśnie w Singapurze. Budynek muzeum widać z każdej strony zatoki przypomina on kwiat lotosu. Jest druga, niesłychanie trudna do wykonania architektonicznie budowla zaprojektowana przez Moshe Safdie (tego samego, który zaprojektował Hotel Marina Bay Sands). Budowla zwana jest witającą ręką Singapuru, gdyż dla niektórych wygląda jak dziesięciopalczasta dłoń, której palce wystają około 60 metrów ponad ziemię.
Dla mnie jednak wygląda jak kwiat i to porównanie podoba mi się bardziej. Dach jest tak skonstruowany, że jego budowa pozwala, aby deszcz spływał 35 metrowym kanałem w dół, tworząc w samym jego centrum piękny wodospad. Konstrukcja jest bardzo ekologiczna, deszczówka używana jest w łazienkach do spłukiwania toalet, wszystko to w ramach singapurskiego zielonego programu. Każdy z dziesięciu palców muzeum łapie dużą dawkę światła dziennego. Klimatyzacja została zamontowana tuż przy podłogach, aby chłodzić powietrze jedynie na wysokości zwiedzających, co pomaga zaoszczędzić energię. Do tego jest to jeden z najbardziej odpornych na ogień budynków na świecie. Muzeum posiada 21 galerii o powierzchni 4800 metrów kwadratowych. Na zewnątrz znajdują się oczka wodne z liliami, co razem tworzy niesamowite wrażenie.
Jeszcze dobrze nie zachwyciłam się tym budynkiem, a oczom pokazało się kolejne cudo: pływający sklep Louis Vuitton’a. Brylant nie tylko architektury… dla niektórych kobiet jest to jeden z najbardziej pożądanych sklepów na świecie. Z oszczędności miejsca na lądzie budynek został wybudowany na wodzie. Ja jestem zdania, że powodem była raczej chęć jego wyeksponowania, co twórcom świetnie się udało. Do sklepu nie poszliśmy i na nic nie zdały się tłumaczenia, że jestem zainteresowana zobaczeniem tej konstrukcji od środka, a poza tym do mojego bagażu podręcznego nie wcisnę torebki LV (zmieściłaby się co najwyżej apaszka). Wojtuś postawił sprawę jasno i trzymał mnie od tego miejsca z daleka.
OGRODY GARDEN BY THE BAY.
Najważniejszym punktem zwiedzania miała być wizyta w Garden by the Bay — jednym z najwspanialszych ogrodów na świecie. W 2012 roku miejsce to wygrało konkurs World Architecture Festival, a co jest w nim takiego wyjątkowego? Połączenie natury z architekturą, przyrody z techniką, zieleni z betonem. Singapurczycy stworzyli coś, co z jednej strony wygląda jak scenografia z filmu science fiction, a z drugiej jest przepięknym ogrodem botanicznym. Garden by the Bay zajmuje 101 hektarów i dzieli się na trzy części: Bay South, Bay East i Bay Central. Nad tą przestrzenią pracowali architekci z 24 krajów (17 najlepszych firm ze świata), dzięki nim powstało miejsce, które stanowi nie tylko wspaniałą przestrzeń rekreacyjną, ale też jest symbolem Singapuru i jego ekologicznego podejścia do tworzenia przestrzeni miejskiej.
Na zwiedzanie całego kompleksu trzeba przeznaczyć kilka godzin, my tyle czasu nie mieliśmy, a nawet gdybyśmy go posiadali, to zmęczenie było już tak ogromne, że chodzenie oznaczało walkę z samym sobą. Ja mam jeszcze jeden problem: od kilku dni okropnie boli mnie kolano, ból pojawia się zwłaszcza przy schodzeniu po schodach. Nie ma szans na to, aby kolano oszczędzić, staram się więc nie skarżyć i bez mrugnięcia okiem pokonuje kolejne kilometry. (O tym, jak śmiesznie wyglądało moje schodzenie po schodach i jak wyglądał ogród możecie zobaczyć pod koniec „Krótkiego filmu o Singapurze”).
Bilety do Garden by the Bay zakupiliśmy już na lotnisku, to jedyna płatna atrakcja, na jaką pozwoliliśmy sobie w Singapurze. Cena na lotnisku nie różni się od ceny na stronie Internetowej czy w kasach ogrodu i wszędzie wynosi 28$. Wstęp na teren samego parku jest bezpłatny, ogród można zwiedzać w godzinach od 9:00 do 21:00. Bilet upoważnia do wejścia do dwóch ogromnych szklarni, czyli Clouds Forest i Flower Dome. Niestety nie da się zakupić biletu tylko do jednej z tych atrakcji. Mnie bardzo zależało na zobaczeniu Lasu Deszczowego i od kiedy dowiedziałam się o wizycie w Singapurze, punkt ten stał się obowiązkowy do zrealizowania. Clouds Forest mieści się w większej z dwóch szklanych konstrukcji.
Nie ma słów, które opiszą, jak ogromne wrażenie zrobiło na mnie to miejsce. Wchodząc do środka człowiek nie zostaje przygotowany na to, co tam zastanie, nie ma żadnego stopniowania napięcia, żadnego wstępu, nic… Wchodzi się do środka, czuje na skórze wilgoć i od razu oczom ukazuje się 35 metrowa, zielona konstrukcja z największym na świecie sztucznym wodospadem. To tak jakby nagle człowiek znalazł się w filmie „Avatar”. Zadziera się do góry głowę i jednoczenie otwiera usta. Jestem tak tym miejscem zachwycona, że nieprzerwanie się uśmiecham. Wjeżdżamy na samą górę windą i pomału zaczynamy schodzić w dół pomostami, które oplatają konstrukcje. W ten sposób poznajemy zmieniające się warunki, czujemy różnicę temperatur i oglądamy rosnące na różnych poziomach rośliny.
Jako następne odwiedzamy Flower Dome, niestety to miejsce nie robi już takiego wrażenia. Jest to wspaniały i chyba największy na świecie ogród botaniczny pod szkłem, kryje w swoich zakamarkach rośliny zarówno z terenu Morza Śródziemnego, jak i z Australii, Ameryki Południowej czy RPA. Nie spędzamy w nim niestety dużo czasu. Przy wyjściu z każdej ze szklarni obsługa pyta o chęć powrotu tego samego dnia, jeżeli mamy taki zamiar to trzeba poprosić o przybicie na nadgarstku specjalnej pieczątki. My pieczątki bierzemy, ale nie udaje nam się już wrócić.
SUPERTREE – SYMBOL MIASTA W OGRODZIE.
Zostajemy całkowicie pochłonięci przez Supertree. Te wielkie metalowe konstrukcje przypominające drzewa mają od 25 do 50 metrów wysokości i tak naprawdę są niczym innym, jak pionowymi ogrodami. Do tego mają także ekologiczne funkcje użytkowe; drzewa dostarczają deszczówkę do całego parku, są wyposażone w zaawansowaną technologię, dzięki której pobierają i przetwarzają energię słoneczną, która wykorzystywana jest na potrzeby parku — między innymi do fantastycznych iluminacji.
Dwa najwyższe drzewa połączone są ze sobą 128 metrową, podwieszaną na wysokości 22 metrów kładką, na którą wstęp jest płatny. Tych biletów nie mamy. Do kasy nie ma kolejki, za to ogromna kolejka jest do wejścia. I tak mamy zamiar czekać na pokaz więc decydujemy się zaryzykować i odstać swoje. Bilet kosztuje 8$, jedyny problem to to, że wjechać na górę można tylko do godziny 21:00 i jednorazowo może to zrobić tylko odliczona ilość osób. Na pomoście jest to bardzo pilnowane, spacer trwa jakieś 10 – 15 minut, a maruderzy zostają odprowadzeni przez ochronę do windy. Zajmujemy miejsce w kolejce, która porusza się niemiłosiernie wolno.
Kiedy czekamy na wjazd na górę, rozpoczyna się pokaz „światło i dźwięk”. Drzewa rozbłyskują tysiącem kolorów w takt granej muzyki „Garden Rapsody”, która ułożona jest specjalnie do pokazu, wrażenie jest przepiękne. Chwilę później wsiadamy do windy i znowu czujemy się jak w „Avatarze”. Widok z góry jest wspaniały i niestety trudny do opisania. Każdemu, kto będzie w Singapurze, polecam skorzystanie z tej atrakcji. Jest to jedyne tego typu miejsce na świecie i nigdzie nikt nie pokaże nam czegoś takiego.
Wracamy na ziemię i udajemy się do toalet, wychodzimy z nich ubrani w „wyjściowe rzeczy”. Zmieniamy wygodne sportowe ciuchy na długie spodnie, koszule i sukienki. Obieramy kurs na Marina Bay Sands, aby zobaczyć wreszcie miasto z najwspanialszego hotelu w Singapurze. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że może się to nie udać…
Już pracuję nad kolejnym wpisem, abyście mogli przeczytać o tym jak podstępem dostać się na dach Singapuru 🙂
Komentarze
Maciej Pawlik
Zakochałem się! Aż nie mogę uwierzyć, że w 1965 roku ludzie płakali, że odłączają się od Malezji i nie będą wiedzieć co dalej. 50 lat później mówi się o nich jako o Szwajcarii Europy. Wspaniały przykład rozwoju gospodarczego. A że przy tym jeszcze mają świetny gust co do architektury miast. Wspaniałe!
Kaludyna19
Wspaniały wpis.Czyta się z zapartym tchem.
ahatumile
Dlaczego w Polsce nie może być tak zielono?
Kolesova
Uczę się polskiego, Twój blog jest bardzo nadaje się do tego celu.
Uwielbiam podróżować i mamy nadzieję kiedykolwiek wizyty w Singapurze.
Ewelina
Cudowne ujęcia! Pozdrawiam
1000krokow.pl
Dziękujemy, bardzo nam miło 😀
Monika
Bardzo bym chciała wrócić do Singapuru,. Z dwóch powodów: genialnej kuchni i Supertree Grove (bo kiedy bylam jeszcze tego nie było).
1000krokow.pl
Kuchni niestety nie zdążyliśmy popróbować, więc jest to jeden z powodów dla których chcemy tam wrócić. Co do Supertree to naprawdę robią wrażenie i serdecznie polecam zobaczenie ich. To wyjątkowe miejsce.
Marta | Zafascynowana życiem
Ja też czuję niedosyt jeśli chodzi o kuchnię singapurską – zdecydowanie za mało czasu mieliśmy, żeby jej pokosztować na maksa. Kolega, który mieszka tam od pół roku, dopiero ostatnio powiedział – “tak, spróbowałem już wszystkiego” 🙂
Asia
Super zdjęcia i relacja. Może kiedyś uda mi się odwiedzić to niezwykłe miejsce. Pozdrawiam!
1000krokow.pl
Dziękujemy za ciepłe słowa i serdecznie polecamy Singapur oraz naszą stronę 🙂
Izabela
Piękne zdjęcia! Podoba mi się ta fontanna tryskająca z pyszczka.
1000krokow.pl
Nam też się podoba 🙂
Ania W
Niesamowite miejsce! Przepiękne zdjęcia i super artykuł. Narobiłaś mi ochoty na podróż
1000krokow.pl
Dziękujemy i cieszymy się, że się podoba 🙂