Zamknij

Oslob – popływaj z rekinami

Oslob rekin wielorybi snurkowanie

Oslob na południowym krańcu Cebu na Filipinach słynie z możliwości pływania i nurkowania z rekinami wielorybimi. Jest to jedna z największych atrakcji Filipin. Kto nie chciałby zobaczyć największej na świecie ryby? Kto nie chciałby przepłynąć się koło rekina? Chyba każdy… ale czy naprawdę warto pojechać po to do Oslob?

Jechać czy nie jechać?

Znacie dobrze nasze stanowisko w kwestii miejsc, w których są wykorzystywane zwierzęta. Można było o tym przeczytać w poście: dlaczego nie jeździmy na słoniach. A jak było z rekinami? Kiedy zaczęliśmy planować wyjazd na Filipiny, na naszej liście pojawiło się Oslob. Teoretycznie wieloryby nie są tam w niewoli, lecz w swoim naturalnym środowisku. Przeciwwskazań teoretycznie nie było, wszystko wyglądało ok. Później, kiedy zaczęłam czytać o nurkowaniu z rekinami, doszliśmy do wniosku, że nie chcemy uczestniczyć w tej atrakcji przede wszystkim dlatego, że jest ona ogromnym, komercyjnym przedsięwzięciem, a do tego istnieją spory co do jej wpływu na zachowania tych olbrzymich ryb.

Kiedy jednak pochłonął nas klimat Filipin, pomału zaczęliśmy zmieniać zdanie. Spotykaliśmy innych podróżników, którzy z zachwytem opowiadali o pływaniu z rekinami. No i pojawił się dylemat… Z jednej strony człowiek ma niesamowitą ochotę zobaczyć te największe ryby, z drugiej boi się, że ta atrakcja nie jest do końca dobra. W tym poście nie znajdziecie niestety odpowiedzi na pytanie, czy warto odwiedzić Oslob. Przeczytajcie, na czym to polega oraz jak wygląda. Decyzja będzie należała do Was.

O rekinie wielorybim słów kilka…

Rekin wielorybi to największa na świecie ryba. Największy zmierzony osobnik miał ponad 18 metrów długości. To jeden z trzech rekinów, które lubią ludzi i żywią się planktonem (prócz niego też rekin długoszpar — żarłacz olbrzymi i rekin wielkogębowy). Jego skóra może mieć do 10 cm grubości. Prowadzi migracyjny styl życia, lubi pływać blisko powierzchni wody. Pokonuje tysiące kilometrów, rekordzista ma na koncie 12000 km w czasie jednej migracji. W dalsze podróże ruszają dopiero te osobniki, które osiągnęły długość 5 metrów. Rekin wielorybi ma 3000 małych zębów. Może dożyć 70 lat. W ciągu godziny potrafi odfiltrować 1,5 mln litrów wody. Niestety jego mięso jest jadalne. Ponieważ nie jesteśmy ekspertami z dziedziny rekinów, odsyłamy Was do strony dinoanimals.pl, na której można poczytać o tych wspaniałych rybach.

Rekiny wielorybie są gatunkiem, któremu grozi wyginięcie. Jego populacja przez ostatnie 75 lat zmniejszyła się o połowę. Filipiny były jednym z pierwszych krajów na świecie, który rekiny otoczył ochroną (od 1998 roku). Tym samym w 2016 roku Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody zmieniła status rekina wielorybiego z „narażony na wyginięcie” na „zagrożony“. Australijski Rząd, który chroni populacje wielorybów z rejonu Rafy Ningaloo, opracował zasady, których należy przestrzegać w przypadku ekoturystyki związanej z oglądaniem tych ryb. Zasady te, mniej lub bardziej zmodyfikowane, przejęły inne miejsca na świecie, które taką ekoturystykę uprawiają (w tym Oslob).

Jakie są te zasady? Proste:

  • W obrębie jednego rekina powinna znajdować się tylko jedna łódź.
  • W wodzie, w pobliżu rekina powinno się znajdować nie więcej niż 6 osób.
  • Osoby będące w wodzie nie mogą zbliżać się do ryby na odległość mniejszą niż trzy metry.
  • Nie wolno dotykać rekina ani blokowa jego ruchów.

 

Skąd pomysł na pokazywanie rekinów w Oslob?

Sama tradycja karmienia rekinów przez rybaków jest dużo starsza niż pomysł na pokazywanie ich w Oslob. Kiedy okoliczni rybacy wypływali na połowy, to rekiny często im w nich przeszkadzały. Wtedy wymyślono karmienie ich krewetkami po to, aby odciągnąć je od łodzi rybackich. Kiedy rybacy w Oslob zorientowali się, że karmiąc rekiny, można „nakłonić” je do podpływania blisko brzegu, odkryli, że jest to genialny pomysł na zarobek.

Po co ciągnąć turystów w morze i ryzykować, że nie zobaczą rekina, skoro można rekiny „przyprowadzić” do turystów? „Przemysł rekinowy” w Oslob ruszył na dobre w 2011 roku i błyskawicznie stał się bardzo popularny. Z dziesiątek turystów zrobiły się ich setki, nikt nie nadzorował działania tego miejsca. W Oslob nie było należytej infrastruktury, a wszystko odbywało się dość chaotycznie. W świat poszła informacja o tym, że rekiny są kaleczone przez łodzie i dotykane przez turystów.

LAMAVE czyli badania i nadzór nad Oslob

Od grudnia 2011 roku sytuacja w Oslob została objęta nadzorem LAMAVE (The Large Marine Vertebrates Research Institute Philippines) pozarządową organizacją zajmującą się badaniem, edukacją i ochroną m.in. rekinów wielorybich. LAMAVE przez dwa lata badało przemysł turystyczny i populacje rekinów w Oslob. Rezultaty tych obserwacji opisano w sprawozdaniach z badań wydanych w 2014 i 2015 roku. Znalazła się tam nie tylko analiza populacji rekinów w Oslob, ale także jej interakcja z przemysłem turystycznym.

Niestety badania pokazały, że w Oslob nie dzieje się dobrze, że łamane są zasady określone przez Australijski Rząd, które w Oslob także miały być przestrzegane. Przede wszystkim zarzucono to, że w Oslob przyjmowanych jest zbyt dużo turystów, oraz że na wodę wypływa za duża ilość łódź. Wytknięto, że łodzie są za blisko siebie, a tym samym rekiny mają mało miejsca. Zdaniem LAMAVE ta ciasnota i duże skupisko ludzi powoduje, że ryby są dotykane przez turystów (często nieumyślnie) i ranione przez łodzie. Dużą uwagę poświęcono także temu, że wśród turystów panuje chaos, a łodzie zwłaszcza przy dużym wietrze i falach, potrafią na siebie wpadać, a nawet się przewracać.

LAMAVE wytknęło błędy, określiło plan poprawy i zaangażowało w nią lokalny samorząd. Oslob jest pod nadzorem, obserwacje trwają, poprawa ma być zauważalna. Tylko czy to wszystko wystarczy?

 

 

Ingerencja w ekosystem?

A dlaczego miejsca typu Oslob martwią ekologów? Karmione przez ludzi rekiny, zamiast szukać pożywienia, idą (a raczej płyną) na łatwiznę i z chęcią pojawiają się na posiłkach. Często zdarza się też, że rekiny podpływają do innych łodzi z nadzieją, że tam też zostaną nakarmione i ulegają wtedy zranieniom. Dużo mówi się też o zmianie tras, jakie powinny pokonywać rekiny i tym, że decydują się one na pozostanie w jednym miejscu, co z kolei może mieć wpływ na ich populacje. Z drugiej jednak strony pojawiają się głosy, że dzięki takiej formie turystyki, rekiny są bezpieczne i coraz rzadziej zabijane przez kłusowników.

Kiedy wertowałam strony osób i fundacji, które zajmują się ochrona rekinów wielorybich na świecie, dowiedziałam się, że ich sztuczne dokarmianie może mieć w niektórych aspektach obustronną korzyść. Z jednej strony rekiny są pod opieką ludzi, a tym samym spada ilość zabijanych osobników. Często ci, którzy na nie polowali, zastąpili to turystyką, czerpiąc korzyści z pokazywania rekinów żądnym wrażeń turystom. Tym samym może zwiększać się ich populacja (rekinów, nie turystów). Do tego ludzie mają miejsca pracy, rozwija się przemysł turystyczny, a ci, którzy kiedyś na rekiny polowali, teraz o nie dbają.

 

I JAK TO WYGLĄDAŁO W RZECZYWISTOŚCI?

Z Siquijor do Oslob

Do Oslob ruszyliśmy z Siquijor. O 4:30 pod The Bruce podjechał po nas tricykl. Z kierowcą umówiliśmy się dzień wcześniej. Przejazd z The Bruce do portu w Siqujor kosztował 250 PHP dla czterech osób. O 6 rano siedzieliśmy już na promie, który płynął do Dumagete na wyspie Negros. W porcie ponownie wzięliśmy tricykla, który za 150 peso przewiózł na do portu Sibulan, z którego odchodzą promy na Cebu. Następnie wsiedliśmy na prom z Dumagete (Sibulan) do Lilao na wyspie Cebu.

Pod portem w Lilao, chyba o każdej porze, czeka rzesza kierowców. Każdy chce nas zabrać do Oslob. Chyba wszyscy turyści przybywają tam tylko w jednym celu. Bierzemy tricykla, który zawozi nas do ośrodka, w którym wykupuje się bilety na pływanie z rekinami (przejazd to koszt 200 PHP za 6 osób).

Jak to przebiega?

Na miejscu ruch jak w ulu. Turystów jest już całkiem sporo. W naszej grupie jedna osoba decyduje się zostać na brzegu, nie martwimy się więc pozostawieniem plecaków i nie musimy korzystać z szafek jakie są na miejscu. Przebieramy się w stroje (jest przebieralnia). Kupujemy bilety na snurkowanie z rekinami. Nurkowanie 1500 PHP, snurkowanie 1000 PHP, a oglądanie rekinów z łódki – 500 PHP.

W samych strojach kąpielowych i GoPro w ręce zostajemy wsadzeni na samochód. W tej samej grupie wsiądziemy później na łódkę. Samochód podwozi nas do ośrodka obok. Tam odbywają się szybkie przeszkolenia z zasad pływania z rekinami, przed instruktorem siedzi grupa, która uważnie słucha co wolno, a czego nie. Nam nikt nic nie mówi, sami oglądamy plansze z opisami. Po tym idziemy na brzeg i tam czekamy na wejście do łódki. Wtedy też zostajemy poinformowani, że przed nami jakieś… dwie godziny czekania. Ludzi dookoła masa, całe nabrzeże zajęte, kolejka prawie w ogóle się nie posuwa, czekanie się dłuży… Nie mamy przy sobie pieniędzy, aby kupić coś do picia, nie mam aparatu. Bezsensownie siedzimy i czekamy. Czekamy i jesteśmy coraz bardziej poirytowani.

Jeszcze siedząc na brzegu, widzimy cały rząd łódek, które leniwie bujają się na wodzie. Znajdują się jakieś 200 metrów od brzegu. Kiedy przychodzi nasza kolej, dostajemy kamizelki ratunkowe, wsiadamy do łódki i odbijamy od brzegu. Jeszcze zanim dopłyniemy na miejsce i ustawimy się w rządku, widzimy pod taflą wody rekiny wielorybie. Nawet nie trzeba schodzić z łódki, już z góry widok tych olbrzymów robi niesamowite wrażenie. Kiedy łódź się ustawia w szeregu, dostajemy pozwolenie na wejście do wody. I tu zaczyna się najgorszy akt tego przedstawienia…

Zobaczyć rekina wielorybiego…

Wszyscy siedzący na łódce wskakują do wody. Ja przez chwilę siedzę dalej i patrze jak ogromne cielska rekinów przepływają wzdłuż szpaleru łódek. W końcu i ja decyduję się zanurzyć. Woda jest chłodna, a do tego wokół roznosi się drażniący zapach planktonu. Czuję się trochę tak, jakbym miała wejść do akwarium, do którego ktoś przed chwilą wsypał całą karmę dla rybek.

Będąc w wodzie szybko orientuję się, że trzeba uważać i to nie na rekiny, a na innych oglądających. Wszyscy się przepychają, potrącają i zachowują tak, jakby chcieli zrobić zdjęcie na miarę Word Press Photo. Mistrzostwem świata jest robienie sobie podwodnego selfi z rekinem w tle. Uważać trzeba na osoby, które mają ubrane płetwy. My w ekipie mieliśmy parę, która założyła prawie metrowe płetwy i nie zważając na tłum ludzi w wodzie, machała nimi na prawo i lewo. Uważać trzeba też na łódki, które dryfują za plecami pływających, bo łatwo jest dostać nimi w głowę. W całym tym szaleństwie najmniejszym zagrożeniem dla nas są rekiny. Największym — inni uczestnicy tej atrakcji.

Siedzący na łódkach Filipińczycy starają się nad nami zapanować. Nie wiem jak ogarniają naszą grupę, ale co chwilę słychać ich prośby o nieoddalanie się od łódek lub oddalenie się od rekina. Są też pomocni, kiedy chce się na łódkę wrócić. W całym tym szaleństwie, jakie odbywa się w wodzie, ich apele przynoszą średnie skutki. Co kilka minut wzdłuż szpaleru łódek przepływa ta najważniejsza, mała łódź, z której wysypywany jest plankton. Za nią płynie rekin. Jego widok robi niesamowite wrażenie. Nie ma najmniejszych szans, abym opisała to, co czuje człowiek, który kilka metrów od siebie widzi tak olbrzymią rybę.

…i nie dać się zabić!

Staramy się trzymać z boku i nie brać udziału w tej walce o miejsca w pierwszym rzędzie. Dlatego też nie nagraliśmy pięknego filmu ani nie zrobiliśmy cudownych zdjęć. Mimo to mieliśmy sporo szczęścia, bo w pewnym momencie jeden z rekinów oderwał się od planktonu i ruszył w stronę morza, przepływając dokładnie obok nas. Śmiem stwierdzić, że nie zachowaliśmy wtedy należytej odległości, ale w tak krótkim czasie nie ma najmniejszych szans, aby odpłynąć od rekina.

Po 30 minutach dostajemy hasło, że trzeba wracać. Pakujemy się z powrotem na łódź i wracamy na brzeg. Dookoła słychać ochy i ahy, wszyscy są zachwyceni. Niektórzy chwalą się jak blisko podpłynęli i jaki genialny materiał nagrali. Zaczynam wstydzić się za innych ludzi i rozumieć skąd tyle w tej atrakcji kontrowersji. Po wyjściu na brzeg bierzemy prysznic (znajdują się na plaży) i ruszamy dalej.

Było warto?

Wrażenia mam do dziś bardzo mieszane. Z jednej strony rekiny wyglądają niesamowicie i możliwość zobaczenia ich jest czymś nie do opisania. Wolałabym jednak zobaczyć je gdzieś w innym miejscu, gdzieś, gdzie swobodnie by sobie pływały. Podobno jest to możliwe w okolicy Donsol, a także w pobliżu wysp Balicasag i Pamilacan. W końcu, kiedy nie ma ich na jedzeniu w Oslob muszą pływać gdzieś w okolicy.

Nie jestem ekologiem, nie chcę wypowiadać się na temat zagrożenia gatunku. Czytając jednak różne strony i publikacje, dochodzę do wniosku, że nawet ekolodzy nie są w tej kwestii jednomyślni. Największy problem w Oslob to turyści. Gdyby potrafili oni spokojnie siedzieć w wodzie i oglądać ten spektakl to wszystko przebiegałoby jakoś przyjemniej. Skoro bowiem zasady mówią, że ryb dotykać nie wolno, to nie wolno i żadna potrzeba chwili nie powinna tłumaczyć takiego zachowania. Gdyby też pazerność Filipińczyków nie była taka duża, to spokojnie można byłoby ograniczyć ilość odwiedzających. Po raz kolejny przekonałam się, że to my — ludzie, stanowimy największe zagrożenie dla środowiska. Z niczego nie umiemy korzystać z umiarem. Szkoda, że tym razem ze szkodą dla tych pięknych rekinów.

 

2 minutowy film z naszego przebywania z pobliżu rekinów wielorybich na Oslob

[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=5UkYgnNFVKI[/embedyt]

 

 

Na poniższym filmiku można zobaczyć jak powinno to wyglądać. Małe grupy, niewiele łódek, spora przestrzeń. U nas wyglądało to zdecydowanie inaczej 🙁

Podziel się linkiem:

Komentarze

  1. Johny Jackson
    Johny Jackson
    16 stycznia, 2018 2:52 am Odpowiedz

    I really like looking through a post that will make people think.
    Also, thank you for allowing me to comment!

  2. Johny W.
    Johny W.
    13 stycznia, 2018 3:05 am Odpowiedz

    Nie zdawałem sobie sprawy, że można tak wpływać na zwierzęta żyjące na wolności. Przeraża mnie ten proceder i już wiem, że nie chce pływać z rekinami w Oslob.

  3. 14 grudnia, 2017 2:59 pm Odpowiedz

    Też pływaliśmy w Oslob z rekinami, ale takich tłumów nie było. Teraz mamy zamiar popływać z rekinami na Luzonie, to jednak zupełnie inna bajka niż w Oslob. Tu nikt ich nie dokarmia i jest ściśle określona liczba mogących pływać.
    Fajnie było wrócić wspomnieniami na Filipiny….. już za chwilę będziemy tam po raz trzeci….

  4. 4 grudnia, 2017 7:32 am Odpowiedz

    Piekny wpis. Szczerze sie wzruszylam.

  5. inufogedini
    inufogedini
    29 września, 2017 10:07 am Odpowiedz

    Niesamowite miejsce. Wiedziałam, że na Filipinach są rekiny, ale o Oslob nie wiedziałam. Dzięki za rzetelne pokazanie tego jak wygląda snurkowanie z rekinami i tego, że są jakieś alternatywy.

  6. Sylviawaipt
    Sylviawaipt
    31 sierpnia, 2017 4:01 pm Odpowiedz

    Dobry tekst, kawał dobrej roboty.

  7. 31 sierpnia, 2017 11:24 am Odpowiedz

    To musiało być cudowne doświadczenie! Podziwiam Was za odpowiedzialne podejście do podróżowania. Ja w Grecji RAZ w życiu i ostatni wzięłam udział w wyprawie w poszukiwaniu żółwi na wyspie Zakhyntos. Było to coś okropnego, NIGDY więcej! Co prawda nie pływaliśmy z nimi, ale jeden żółw, który wynurza się by zaczerpnąć powietrza otoczony przez trzy łodzie, krzyczący ludzie, spust migawek… a ponoć pod ochroną.
    ps. to bardziej rekin, czy wieloryb? 😛

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      31 sierpnia, 2017 11:28 am Odpowiedz

      To rekin, ale z uwagi na rozmiar nazywany jest rekinem wielorybim. Choć to dość oryginalny rekin bo nie jest mięsożerny. Ma bardzo wąski przełyk, więc musi połykać tylko drobne rzeczy. To o czym piszesz czyli „polowanie” na żółwie to też okropna atrakcja. My wybieramy się niedługo do Ameryki Środkowej i mam nadzieję, że tam zobaczymy żółwie w ich naturalnym, spokojnym środowisku. Podobnie jak na Filipinach.

  8. 31 sierpnia, 2017 10:12 am Odpowiedz

    Mam dość dużą odwagę, ale nie wiem, czy bym się odważyła. No i kwestie etyczne o których piszesz odstraszają… pozdrawiam!

  9. Quembec - lifestyle po włosku
    Quembec - lifestyle po włosku
    31 sierpnia, 2017 9:47 am Odpowiedz

    O nie, nie, ja bym nie chciała. Czuję, że mam stan przedzawałowy po obejrzeniu filmiku 🙂 Chyba nic mnie tak nie przeraża jak głęboka woda i … tłumy

  10. tolek
    tolek
    30 sierpnia, 2017 8:59 am Odpowiedz

    Bylem 2 razy I jest to niesamowite przezycie. Rekiny sa tam bezpieczne, nikt ich nie krzywdzi. Natlok ludzi jest rzeczywiscie, ale w Oceania potrafi byc znaczenie tloczniej 😉 ale dzieki temu ludzie w Oslob maja co jesc I to najwazniejsze. Jak wspmniano w artykule skora tego rekina moze miec okolo 10cm grobosci, a filipinskie lodki sa jak z zapalek takze nie wierze, ze rania rekiny. 100 % polecam

  11. Wally
    Wally
    29 sierpnia, 2017 10:27 am Odpowiedz

    Właśnie szukam informacji o Oslob i rekinach. Nie wiedziałem o tym, że w Donsol jest lepsza miejscówka. Dzięki za rady, filmik i artykuł. Przyda się.

  12. 29 sierpnia, 2017 10:07 am Odpowiedz

    Ja zdecydowanie bałabym się to zrobić! Aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl 🙂

  13. 29 sierpnia, 2017 10:06 am Odpowiedz

    Atrakcja wygląda na niesamowitą, ale nie skorzystałabym, bo ta turystyczna otoczka to raczej nie moje klimaty… Jakbym widziała wokół siebie taki rozgardiasz i ludzi, którzy łamią te zasady dla swojego chciejstwa – nic fajnego. Choć sama atrakcja naprawdę fantastyczna!

  14. 29 sierpnia, 2017 5:43 am Odpowiedz

    Jedna z najgorszych ‘naturalnych’ atrakcji tutystycznych! Bylam w Oslob kilka lat temu kiedy jeszcze sie nie slyszalo jak zle jest. Oslob jest jak Zoo . Dobrze napisany artykul! Kazdemu bym odradzila nawet za te 100% gwarancji zobaczenia ich.

  15. Rysiek
    Rysiek
    28 sierpnia, 2017 9:26 pm Odpowiedz

    Świetnie napisane.Jestem w szoku że uwinęliście się w ciągu 1 dnia z Siquichor do Oslob. Ja nie byłem w Oslob . Odradzili mi spotkani po drodze packersi ale w listopadzie jadę na 3 miesiące i raczej się zdecyduję .

  16. 28 sierpnia, 2017 8:27 pm Odpowiedz

    Ja bym chyba umarła ze strachu na zawał i bezdech jednocześnie 😉 Ekstremalnie i to bardzo 😀

  17. 28 sierpnia, 2017 7:54 pm Odpowiedz

    Nigdy nie słyszałam o tej atrakcji. Gdybym tam była to pewnie znalazłabym na nią czas. 🙂

  18. 28 sierpnia, 2017 6:31 pm Odpowiedz

    Czytam ten wpis w pociągu w drodze z pracy, czytam z gorącymi policzkami. To totalnie ekstremalne dla mnie. To przykre, że my ludzie chcąc więcej i więcej niszczymy miejsca i wydarzenia, które mogą być niepowtarzalne (głównie dla zarobku)

  19. Ana Ana
    Ana Ana
    28 sierpnia, 2017 9:22 am Odpowiedz

    Właśnie jestem na etapie planowania wyjazdu na Filipiny i zastanawiam się czy warto pojechać do Oslob. Już trochę na ten temat poczytałam, ale większość postów i relacji skupia się na rekinach nie opisując jak to wszystko dokładnie wygląda. Mam mieszane uczucia bo z jednej strony strasznie chciałabym zobaczyć te wielkie ryby, z drugiej wiem, że zobaczenie ich w naturalnym środowisku będzie trudne bo nie będzie nas w okolicy Donsol. Na pewno już wiem czego się w Oslob spodziewać. Przemyślę to jeszcze ale coraz bardziej skłaniam się ku temu aby Oslob wykreślić z planu wyjazdu.

  20. 28 sierpnia, 2017 9:10 am Odpowiedz

    Czytałam Twój wpis w wypiekami na twarzy 🙂 Uwielbiam takie rzeczy! W zeszłym roku spełniłam swoje marzenie i będąc na Mauritiusie pływam z delfinami w ich naturalnym środowisku.
    Przeraziła mnie jednak ta turystyczna otoczka. Kocham zwierzęta i uważam, że miło jest doświadczyć takich rzeczy na własnej skórze, ale jednak nie naruszając ich naturalnego środowiska.
    Pozdrawiam

  21. Zaplanowanipl
    Zaplanowanipl
    28 sierpnia, 2017 8:27 am Odpowiedz

    świetny wpis, mam nadzieję, że i mi się uda kiedyś spróbować 🙂

  22. 27 sierpnia, 2017 4:18 pm Odpowiedz

    Świetny wpis zwłaszcza dla osób, które by chciały tego spróbować. Coś fenomenalnego. Może i mi się kiedyś uda coś takiego zrobić. Gratuluję.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *