Zamknij

Rajd… czyli o tym, jakie znaczenie ma jedna sekunda…

Pomału emocje weekendowego rajdu opadają. Auto zostało odstawione pod warsztat, gdzie czeka na przegląd i liczenie strat, laweta oddana, kombinezony się suszą. Tylko puchary zajmują jeszcze sam środek pokoju, bo nikt nie ma pomysłu gdzie by je ustawić tak, aby się nie rozbiły (są szklane i przepiękne), a w naszym małym mieszkanku wygospodarowanie każdej kolejnej wolnej przestrzeni to nie lada wyzwanie. O rajdzie przypominają mi jeszcze siniaki, ogólne zmęczenie i dopadająca mnie co chwilę myśl czy dało się wykręcić lepszy czas.

 

O co chodzi w tych rajdach…

…i dlaczego tak bardzo przyciągają one facetów zarówno tych jeżdżących, jak i tylko tych oglądających? Na czym więc to wszystko polega? Z kobiecego punktu widzenia na tym, aby średnio raz w miesiącu spotkać się na rywalizacji zwanej rajdem, pościgać się samochodem/quadem/motorem/UTV-em i osiągnąć w swojej grupie jak najlepszy wynik czasowy. (Ogólnie rzecz biorąc, gdyby tylko się dało, to większość uczestników chciałaby, aby rajdy odbywały się częściej, ku rozpaczy ich partnerek i ruinie domowych budżetów).

Impreza taka trwa średnio dwa i pół dnia. Miejsce może być każde, w przypadku cross-country ważne jest, aby teren nadawał się do wytyczenia trasy pełnej naturalnych przeszkód, bez nadmiernej ingerencji w środowisko. Nie wytacza się więc nowych dróg przez lasy i łąki, a korzysta z tych już wydeptanych, a raczej wyjeżdżonych. Całe grono uczestników zjawia się w piątek po południu w bazie rajdu. Teren ten, będący na co dzień miejskim placem, dużym parkingiem czy też innym centrum lokalnej społeczności, na te dwa dni staje się największym skupiskiem testosteronu w promieniu paru dziesięciu kilometrów.

Rajd w Lisiej Górze

Dokładnie w taki sposób, w pierwszy piątek września cała rzesza mężczyzn, niektórzy szczęściarze z kobietami u swoich boków, zjawili się w Lisiej Górze. Dla nas wszystko zaczęło się około 15:00, kiedy zajechaliśmy na plac przy dyskotece o wdzięcznej nazwie „Multi Klub 139″. Tłumów jeszcze nie było, co dało nam szansę na wybranie dogodnego miejsca na rozbicie swojego stanowiska. Tu rozbieżność jest spora: jedni stawiają tylko swój samochód/quad/motor/UTV parkując obok samochód, którym sprzęt zaciągnęli (zdecydowana większość uczestników przywozi swoje rajdowe maszyny na lawetach — też kiedyś tego nie rozumiałam, dopóki nie przyszło mi jechać naszym Suzuki pond 100 kilometrów drogą publiczną).

Inni rozbijają coś na kształt obozowiska połączonego z przenośnym warsztatem samochodowym. Zasada obowiązuje jedna: kto zjawi się wcześniej ten ma lepsze miejsce. Już na pierwszy rzut oka widać, że zwłaszcza „starsze” załogi, które lepiej się znają, zbijają się w grupy, tworząc na czas rajdu małe komórki społeczne. Fenomenem tych imprez jest dla mnie to, że każdy nowy uczestnik jest tam mile widziany i zostaje błyskawicznie wchłonięty przez grupę. Oczywiście wymaga to minimum zaangażowania ze strony nowej załogi w postaci czy to uśmiechu, czy chęci wymiany doświadczeń lub spostrzeżeń z trasy, ale nikt kto jest otwarty na nowe znajomości nie będzie na rajdzie czuł się samotny.

A po co baba na rajdzie?

Rajd jest dla wszystkich i choć kiedyś wydawało mi się, że kobiety mogą się tam nudzić lub po prostu przeszkadzać. Teraz już wiem, że jest to jeden z bardziej krzywdzących rajdowych stereotypów. Z radością patrzę na to, że ze spotkania na spotkanie pojawia się w bazie coraz więcej kobiet, że przyjeżdżają całe rodziny, a po placu biega coraz więcej dzieciaków (niektóre znamy od maleńkości). Często niestety też słyszę o tym, że żony i dziewczyny wolą zostać w domu, bo rajd wydaje się dla nich nudny. Szczerze; wszystko zależy od nastawienia i zaangażowania.

Słyszałam kiedyś historię o pewnej damie, która przyjechała na rajd i spędziła większość czasu w najbliższej galerii handlowej (która wcale nie była tak blisko), ale to pojedynczy przypadek. Co robić? Przede wszystkim kibicować. Nikt nie każe siedzieć nam w namiotach, spokojnie można jechać na odcinek i stanąć gdzieś na trasie, aby obejrzeć zmagania i dopingować swoją załogę. Nie masz się z kim zabrać albo nie znasz drogi? Przejdź po placu i popytaj, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma miejsce w samochodzie i chętnie zabierze na odcinek jeszcze jednego pasażera.

 

Zabierz aparat 🙂

Co jeszcze można robić? Dokumentować. Zdjęcia lub filmy z rajdu to niebywała pamiątka, a kiedy jesteś zawodnikiem to naprawdę nie ma jak fotografować swojej maszyny z zewnątrz. Robisz dobre zdjęcia? To wspaniale! Zrób ich więcej, nie tylko swoich ulubieńców, ale też inne załogi. Pamiętaj, że niektórzy przyjeżdżają bez zaplecza kibiców i nie ma kto im tego zdjęcia pstryknąć, a to strasznie miłe kilka dni po rajdzie znaleźć się w jakiejś galerii. Zdjęcia wyszły super? Jeżeli tak podziel się nimi! Wrzuć linka, podaj stronę, zrób galerię na FB daj znać organizatorom, a oni podzielą się twoim dziełem i dotrze ono do większej ilości odbiorców.

Nie lubisz robić zdjęć — nic się nie martw. Możesz zostać zapleczem gastronomiczno — zaopatrzeniowym dla swojej załogi, pilnować, aby mieli co pić i jeść, dbać o ich dobre samopoczucie lub być prywatną opieką medyczną. Najgorsze co możesz zrobić to narzekać, że się nudzisz i za każdy razem pytać, kiedy wrócicie do domu. W każdym razie, jeżeli tylko będziesz miał/a ochotę i wykażesz odrobinę chęci, może się okazać, że po jednym dniu zostałeś nieoficjalnym członkiem teamu. Chcesz jechać na rajd, ale nie wiesz co cię tam czeka i jak to wygląda, a do tego nie pojmujesz, o co tyle hałasu i jak można ekscytować się jakimiś śmiesznymi wyścigami? Spróbuj, a zobaczysz jak szybko te emocje ci się udzielą… a emocje są naprawdę ogromne.

Ale o co w tym rajdzie chodzi?

Jak to wytłumaczyć? Może się wydawać, że nikt kto nie przeżył tego typu rywalizacji tego nie zrozumie. Bo jak wytłumaczyć, że sukces w rajdzie, lub jego brak, zależy od kilkunastu czy kilku sekund, jak pojąć, że od tego, aby stanąć na podium, dzieli załogę czasami tylko jedna sekunda… albo jej ułamek.

Jedna sekunda…

…spróbuj sobie wyobrazić tę jedną sekundę… sama myśl o tym zajmuje więcej czasu. A teraz pomyśl, że nie raz w rajdach samochodowych bój toczy się o ułamki sekund. Jeżeli jesteś kierowcą to spróbuj wyobrazić sobie, że dany odcinek drogi musisz pokonać jak najszybciej. Jedziesz tak szybko, jak się da i warunki pozwolą, czas jest dobry — jesteś z siebie dumny/a.

A teraz pomyśl, że musisz pokonać go jeszcze szybciej, na granicy bezpieczeństwa. Wyobraź sobie jeszcze, że nie jedziesz po drodze asfaltowej, ale na przykład po lesie, albo piachu lub błocie. Wyobraź sobie, że jest stromo, albo wąsko lub bardzo ślisko. Musisz polepszyć swój całkiem niezły wynik. To nie jest kwestia minut, ale sekund. Zdajesz sobie sprawę, że nie da się już jechać szybciej, no bo przecież tam gdzie się da wciskasz pedał gazu w podłogę, hamujesz przed zakrętami w ostatniej chwili, wjeżdżasz w dziury z prędkością, która w normalnym samochodzie urwałaby połowę podwozia.

Dojeżdżasz do mety…

patrzysz na swój czas i dopada cię myśl: muszę ten wynik poprawić! Za moment dociera do Ciebie, że tego po prostu nie da się zrobić, że szybciej to jest już na granicy bezpieczeństwa… że szybciej to już jest brawura. A z tyłu głowy i tak masz myśl, że rywalizacja rywalizacją, ale to jednak jest sport motorowy i na szali gdzieś w tle leży twoje zdrowie… lub życie. Myślisz, liczysz, analizujesz, patrzysz na wyniki konkurentów, kombinujesz, gdzie jeszcze można docisnąć, oceniasz możliwości sprzętu i po godzinie stajesz znowu na starcie odcinka. Patrzysz na odliczany czas i ruszasz… i znowu wszystko zależy od tych cholernych sekund… sekundę za wcześnie wciśnięty pedał hamulca — tracisz czas, sekundę za późno — wypadasz z trasy…

Adrenalina…

Ktoś może powiedzieć, że to głupie, że jak dobrowolnie można się narażać, że po co uczestniczyć w czymś, co za którymś razem może się źle skończyć? Jest na to tylko jedna odpowiedź: adrenalina. A każdy wie, że jest to substancja, od której bardzo szybko można się uzależnić. W czasach prehistorycznych mężczyźni biegali za mamutami, później za różnoraką zwierzyną, a jak czas pozwolił szli na jedną lub drugą bitwę. Aktualnie męska część populacji przestała polować i brak tego zajęcia musi sobie rekompensować innymi formami spędzania czasu.

Warunek jest jeden; ich organizm musi wytworzyć odpowiednią ilość adrenaliny. Stąd pomysł na to, aby żywe konie zamienić na mechaniczne, zbroje na blachę samochodów, a szranki lub pole bitwy na tor rajdowy. I chociaż czasami wydaje mi się, że kierowcy rajdowi nie odczuwają strachu, a udział w rajdzie jest dla nich niczym mycie zębów wiem, że mimo iż nie dają tego po sobie poznać, przeżywają to niczym harcerze zdobywanie odznak.

5. runda Moneywell Investment Kager Super Rally w Lisiej Górze / Multiclub 139

To cykliczna impreza organizowana przez Super Rally dostarczyła nam dwa dni ogromnie intensywnych doznań. Na dwa różne odcinki trasy wjechaliśmy w sumie dwanaście razy. Ogromnym sukcesem był już sam fakt, że sprzęt nie zawiódł, co zdarza się (w naszym przypadku) bardzo rzadko i jest chyba największym utrapieniem zawodników.

Odcinek pierwszy

Pierwszy odcinek liczył 6 kilometrów i zaczynał się przy samej bazie rajdu. Jak dla mnie: krótkie proste, dużo zakrętów w polach kukurydzy, raptem jedno drzewo i kilka małych dziur. Piękny kawałek trasy. Chyba mój ulubiony ze wszystkich odcinków Super Rally. Najlepszy nasz czas przejazdu: 06:06:18. Średnia prędkość wyniosła około 60 km/h, najwyższy wrzucony bieg: 4 do odcięcia, „piątki” jakoś nie dało się zapiąć.

 

Drugi odcinek

Liczył około 8 kilometrów i jak dla mnie rodził trochę więcej problemów: po pierwsze las. Las jakoś tak z zasady budzi w kierowcach respekt, trudniej dociska się gaz, w głowie rodzi się obawa, że najmniejszy popełniony błąd będzie kosztował dużą stratę. Po drugie: szykana przed wjazdem na asfalt. Za każdym razem miałam wrażenie, że „muliło” nas tam tak, że jeszcze moment i utkniemy w tym piachu na zawsze. Po trzecie i najważniejsze: dziury. Na odcinku była taka piękna prosta, która liczyła prawie kilometr, niestety była pełna pułapek.

Najgorsze były właśnie te dziury (choć bardziej pasowałoby określenie doły), i to takie, że przeciętny grzybiarz wpadałby w nie po kolana. Jedna dziura nie stanowiła problemu, ale trzy z rzędu już tak… Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że wzdłuż całego tego pięknego, prostego kawałka trasy szedł (podobno) dość głęboki rów, jakoś nie zwróciliśmy na niego uwagi, może przez to, że był dość mocno zarośnięty. Jechało nam się super, dopóki ktoś nam nie powiedział o tym nieszczęsnym rowie.

A rów w połączeniu z mega głębokimi dziurami na trasie stanowił już spore wyzwanie. Nasza mała Suzuka dziur nie lubi, ja zresztą też. Kiedy Wojtek dowiedział się o istnieniu rowu odpuścił latanie na tej długiej prostej. Wcześniej wykręcaliśmy czas około 06:35 na odcinku, kiedy zwalniał, pogarszaliśmy się średnio o 6 sekund na jednym przejeździe, a to już bardzo dużo. O tym, że przed tą nieszczęsną trójcą dziur należało zwalniać, uświadomili nam nasi kochani rywale z załogi 313. Dwie pierwsze dziury przelecieli, w trzecią wpadli, zahaczając przodem samochodu, co niestety skończyło się dachowaniem i całkowitym zniszczeniem maszyny. Na całe szczęście załoga wyszła z tego cało. Śmiem przypuszczać, że miejsce to przyjmie niechlubną nazwę „dziur Leśniaków”.

Metromierz

A tak szczerze: największym dla mnie problemem był w czasie rajdu brak metromierza. Rzeczy z punktu widzenia pilota (zwłaszcza kobiecego) najważniejszej. Nie mam problemu z odróżnianiem stron, nie mylę prawej z lewą, mam za to kiepską zdolność oceny odległości. W tej właśnie kwestii wyręcza mnie metromierz. Nasz umarł dokładnie pięć minut przed piątkowym wyjazdem na objazd trasy. Próba naprawy nie powiodła się, trasę rozpisałam na średnio dokładnym metromierzu w telefonie komórkowym.

Niestety nie jestem w stanie korzystać z niego w czasie rajdu, jedziemy wtedy tylko na zapisanych w notatkach odległościach, bez podawania ile jeszcze zostało do przeszkody. I tutaj zdaję sobie sprawę z tego, że straciliśmy kilka ważnych sekund na tym, że Wojtek musiał polegać tylko na swojej ocenie odległości, która moim skromnym zdaniem i tak jest genialna. Efekt końcowy mimo wszystko okazał się bardzo dobry, zajęliśmy w rajdzie drugie miejsce. Po pierwszym przeliczeniu czasów mieliśmy nad trzecią załogą tylko dwie sekundy przewagi.

Podium

Ty razem udało się stanąć na podium, samochód sprawował się bardzo dobrze, na kierowcę nie mam co narzekać. Nerwy puściły po zakończeniu ostatniego przejazdu. Wracając do domu oświadczyłam, że mam spory niedosyt i chętnie pościgałabym się jeszcze kilka oesów. Dla mnie jest to fenomen tego sportu… na każdym rajdzie, przed każdym startem czuję strach, który mija w momencie wciśnięcia pedału gazu. Stojąc przed linią startu czuję w 90% lęk, a tylko w 10% adrenalinę. Przy mecie proporcje się zmieniają. 100% to adrenalina. Niejednokrotnie, kiedy zapinam pasy i zakładam kask mam ochotę uciec, a w mojej głowie kołacze się tylko jedno pytanie: po co mi to? Nigdy jednak nie wysiadłam z samochodu. I wiem, że nie wysiądę. To, co czuję na mecie jest wartę każdych nerwów. Jest bezcenne…

 

Podziel się linkiem:

Komentarze

  1. 9 września, 2016 3:43 pm Odpowiedz

    Bardzo fajnie się czyta!
    Czy nie bała się Pani dachowania? Wygląda niebezpiecznie nawet w takim aucie…

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      9 września, 2016 9:38 pm Odpowiedz

      Ktoś mądry kiedyś powiedział, że tylko głupi człowiek się nie boi 🙂 oczywiście, że się bałam, strach jest zawsze, to normalne uczucie. Sporty samochodowe niosą za sobą duże ryzyko, dlatego tak ważne jest nasze bezpieczeństwo: pasy, kaski, fotele no i najważniejsze: klatka.

  2. Samczuk Off-road Team
    Samczuk Off-road Team
    8 września, 2016 7:35 pm Odpowiedz

    Świetny i profesjonalny tekst. Byliśmy na rajdzie i podzielam twoje zdanie na temat teaj imprezy. Fajna i przyjemna trasa pierwszego OS oraz zróżnicowany drugi OS – naprawdę fajna zabawa.
    Gratulacje II Miejsca!!!

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      9 września, 2016 11:37 am Odpowiedz

      Dziękuję za taką przychylną ocenę tekstu. Dużo to dla mnie znaczy, tym bardziej, że to dopiero początki. Co do samego rajdu to ja uwielbiam Super Rally i całą atmosferę tej imprezy. Uwielbiam też ludzi, którzy tam przyjeżdżają, to są naprawdę wspaniałe osoby i mimo, że na trasie jesteśmy rywalami to tak naprawdę łączy nas ogromna sympatia, a niektórzy stali się naszymi przyjacielami. To właśnie magia Super Rally 🙂

  3. Rumburak
    Rumburak
    8 września, 2016 8:27 am Odpowiedz

    Powinna Pani pisać dla gazet bo bardzo dobrze się czyta Pani artykuły.

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      8 września, 2016 12:04 pm Odpowiedz

      Dziękuję, jest to dla mnie ogromny komplement.

  4. 7 września, 2016 11:58 pm Odpowiedz

    Madziu, proponuję kolejny tekst o tym, jak przygotowujecie się do Super Rally 🙂 tzw. niezbędnik rajdowca 🙂

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      8 września, 2016 8:18 am Odpowiedz

      Asiu to byłby bardzo krótki tekst… 🙂

  5. Anni
    Anni
    7 września, 2016 8:19 pm Odpowiedz

    powinna Pani się zająć relacjonowaniem rajdów zawodowo. Gratuluję wciągającego tekstu!

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      7 września, 2016 9:24 pm Odpowiedz

      Dziękuję bardzo, niezmiernie mi miło coś takiego przeczytać i cieszę się, że tekst się podobał.

  6. inu
    inu
    7 września, 2016 8:08 pm Odpowiedz

    Serdeczne gratulacje, fajnie zdobyć jakąś nagrodę, to buduje! Zgadzam się że rajd może być dla każdego, ja nie lubię zawrotnych prędkości, źle czuję się za kierownica i przykro mi stwierdzić ale średnio mnie to jara, choć jeżdżenie po leśnych wertepach od czasu do czasu jest przyjemne 😉

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      7 września, 2016 9:25 pm Odpowiedz

      Dziękujemy bardzo. Szczerze polecam uczestnictwo w rajdzie cross-country, czy to jako zawodnik czy kibic. Gwarantuje dobrą zabawę i moc wrażeń.

  7. 7 września, 2016 7:46 pm Odpowiedz

    Nigdy nie byłam na rajdzie, ale jestem ciekawa jak to jest przeżywać to wszystko na żywo. Adrenalina musi być niezła. Nawet nie sądziłam, że kobiety mogą się odnaleźć na takim rajdzie 😉

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      7 września, 2016 9:27 pm Odpowiedz

      Proponuje spróbować. Wystarczy na stronie http://super-rally.eu/ sprawdzić kalendarz imprez i przyjechać 🙂

  8. 7 września, 2016 7:39 pm Odpowiedz

    Przyznam, że nigdy nie byłam na takim rajdzie, ale z Twojej opowieści wynika, że to świetna zabawa! Sama chętnie stanęłabym na trasie i kibicowała rajdowcom 🙂

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      7 września, 2016 9:28 pm Odpowiedz

      Naprawdę nic prostszego. Trzeba wybrać termin i przyjechać. Jeżeli nie w tym sezonie to w kolejnym. Wszystko można sprawdzić na stronie organizatora http://super-rally.eu/ lub poszukać podobnych imprez w swojej okolicy.

  9. 7 września, 2016 11:27 am Odpowiedz

    Spora dawka emocji i adrenaliny napewno została dostarczona 🙂 Świetnie, że obala Pani takie stereotypy i pokazuje, że nawet na „rajdach” kobiety mogą spędzać miło czas. A tym bardziej jak w nich uczestniczą 🙂

    • 1000krokow.pl
      1000krokow.pl
      7 września, 2016 9:29 pm Odpowiedz

      Bardzo mi miło i dziękuję za miłe słowa.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *