16 stycznia, 2020
Hanoi czyli nasz pierwszy dzień w Wietnamie.
Hanoi stolica Wietnamu, drugie co do wielkości miasto tego kraju, jedna ze starszych stolic Azji Południowo-Wschodniej. Miejsce przepełnione klimatem tego kontynentu, zapachem ulicznego jedzenia, hałasem klaksonów, rykiem skuterów, kolorami kwiatów i owoców z licznych straganów. Dla kogoś, kto po raz pierwszy stawia stopę na azjatyckim kontynencie, zetknięcie to może być dużym szokiem. Dla nas pierwsze chwile w Wietnamie to trochę jak powrót do domu. W Hanoi spędzamy jeden dzień, to zdecydowanie za mało, bo miasto może nie jest tak przepełnione zabytkami, jak Bangkok, ale na pewno ma dużo do zaoferowania.
Pierwsze chwile w Hanoi
W Hanoi lądujemy o jakiejś barbarzyńskiej porannej godzinie. Lot z Pekinu nie należy do najwygodniejszych, ale przynajmniej Liwia spokojnie go przesypia. Jest jeszcze ciemno za to parno i duszno, duża ulga po zimnych Chinach. Wychodząc z lotniska, kupujemy kartę z Internetem (karty kosztują od 250 tys. VND do 350 tys. VND, czyli od 31 do 57 zł). Próbujemy złapać taksówkę, ale za transport do centrum krzyczą nam jakieś abstrakcyjne ceny. Czuję, że jestem zmęczona i całe podekscytowanie zamienia się powoli w irytacje. Na pierwszy autobus trzeba czekać do 6 rano, czyli jeszcze prawie 2 godziny. Nie możemy zlokalizować postoju busów. Łapie nas jakiś kierowca i w końcu decydujemy się pojechać z nim za 15 $ (pozostali chcieli od nas od 20 do 22 $). Przejazd do centrum Hanoi gdzie mamy zarezerwowany hotel zajmuje nam (przy pustych ulicach) 40 minut… ale w końcu jesteśmy na miejscu…
Najgorsze co może być: pokój od 15:00
Tu kolejna komplikacja… pokój w Nexy Living mamy zarezerwowany od 15:00, Wojtek nie dał znać, że będziemy wcześniej i nie zarezerwował nam dodatkowej doby. Przez chwilę liczymy na to, że może będzie jakiś wolny pokój i uda nam się za dopłatą zameldować wcześniej. Niestety jest komplet i nie ma na to szans. Pan z recepcji proponuje, że może dać nam wcześniej apartament za jedyne 300 zł dopłaty. Idziemy szukać czegoś innego, tańszego, co pozwoliłoby się nam na chwile przespać, wykąpać i odpocząć.
Niestety po przejściu kilku ulic okazuje się, że niby na bookingu jest masa noclegów, ale w rzeczywistości albo nie da się ich znaleźć, albo pokoje są zajęte. Jestem tak poirytowana, że mam ochotę usiąść i się rozpłakać. Po chwili jednak dochodzi otrzeźwienie: jestem w Hanoi, mamy cały dzień przed sobą, jest pięknie, po co te nerwy? Wracamy do naszego hotelu, zostawiamy bagaże, przebieram i karmię Liwkę, zabieramy co cenniejsze i ruszamy na spacer po mieście. Szkoda przecież czasu.
Jezioro Hoàn Kiếm – serce Hanoi
Pierwsze nasze kroki kierujemy nad Hoàn Kiếm Lake. W dosłownym tłumaczeniu oznacza to: Jezioro Zwróconego Miecza. Nasz hotel mieści się przy ulicy Hamg Can w centrum Hanoi, więc spacer do jeziora zajmuje nam jakieś 7 minut. Dochodząc do deptaka, trafiamy na grupę starszych pań, które ćwiczą nad brzegiem. Po chwili mijamy kolejne ćwiczące osoby. Ludzie biegają, gimnastykują się, rozciągają. Są sami, w parach albo większych grupach. Sporo starszych osób. Wow jak to wspaniale wygląda, jak oni się niczym i nikim nie krępują. Rano brzeg jeziora staje się jedną wielką siłownią na świeżym powietrzu.
Idziemy na wyspę zobaczyć znajdująca się tam świątynie Jadeitowej Góry (Đền Ngọc Sơn), aby się do niej dostać trzeba przejść przez śliczny, czerwony Most Witający Słońce (Cầu Thê Húc) i oczywiście zapłacić za wstęp (30 tys. VND – 5 zł). Sama świątynia została zbudowana na cześć filozofa i taoisty Xuong De Quan i bohatera narodowego Tran Hung Dao.
Żółw, miecz i legenda o odzyskanej wolności.
Samo jezioro jest zwane sercem Hanoi i symbolem nie tylko miasta, ale też kraju. Wiąże się z nim legenda, która opowiada o tym, jak wietnamski chłopak (w niektórych źródłach jest to rybak) Le Loi otrzymał miecz od żyjącego w jeziorze złotego żółwia. Miecz pomógł odeprzeć atak Chin, mężczyzna został królem i założył dynastię Li. Król, chcąc podziękować żółwiowi, udał się nad jezioro. Wtedy żółw odebrał miecz i schował go w czeluściach jeziora. Ma się nim opiekować na wypadek ponownego zagrożenia. Od tego czasu żółw jest też wietnamskim symbolem pokoju. Problem jest taki, że w 2016 roku zmarł ostatni żyjący w jeziorze żółw.
„Cu Rua” (prapradziadek – bo tak hanojczycy nazywali żółwia) chorował już od około 2010 roku, powodem, tego miało być zanieczyszczenie wody. Mieszkańcy stolicy Wietnamu tak go kochali (oddając mu wręcz boską cześć), że ruszyli do czyszczenia i odmulenia wód Hồ Hoàn Kiếm. Dzięki temu „Cu Rua” przeżył kolejne pięć lat. Do końca nie wiadomo, jaki to gatunek, na pewno nie występuje (prawie) nigdzie indziej (czyli jest to tzw. gatunek endemiczny). Wielu uważa, że jest to jeden z czterech ostatnich żyjących żółwiaków szanghajskich (żyje jeszcze para osobników w ogrodzie zoologicznym w Suzhou w Chinach oraz jeden osobnik w objętym ochroną jeziorze w Wietnamie). Żółw z jeziora Hồ Hoàn Kiếm ważył 200 kg, miał dwa metry długości i do końca nie wiadomo, ile miał lat (prawdopodobnie blisko 100). W Świątyni Jadeitowej można zobaczyć dwa (martwe) żółwie, jeden z nich został wyłowiony w 1967 roku i podobno miał aż 400 lat.
Hanoi Old Quarter
W poszukiwaniu czegoś do jedzenia ruszamy do najstarszej dzielnicy Hanoi – Old Quarter (Pho co Ha Noi) mieszczącej się na północny wschód od jeziora Hoàn Kiếm. Powstała ona w XI wieku, ale jej największy rozkwit przypadł na czasy kolonizacji Francuzów. Jest na tyle wcześnie, że możemy zobaczyć budzące się do życia miasto: panie z drewnianymi koromysłami na plecach niosące jedzenie w koszach, mężczyźni w tradycyjnych kapeluszach Non la (stożkowe kapelusze z liści palmowych), rowery zapakowane towarami, skutery z każdej strony… Część ulic starego miasta w Hanoi to nadal lokalne centra handlowe dzielące się asortymentem. Na jednej z ulic znajdujemy same kwiaty, na innej sezonowe dekoracje (Hang Ma), jedwab (Hang Gai), wachlarze (Hang Quat), buty (Hang Giay) lub drewniane rusztowania.
Dong Xuan Market
Zahaczamy o targ z jedzeniem – Đồng Xuân Market (Chợ Đồng Xuân – bazar wiosenny). Jest to największy kryty plac targowy w Hanoi. Na krawężnikach przed placem panie porcjują mięso kur, świni, krów czy żab. Nikt tu nie ma chłodni czy zamrażarek, nie ma nawet bieżącej wody. Mimo wczesnych godzin plac jest zatłoczony, odpuszczamy wchodzenie do środka dlatego, że z wózkiem wydaje się to niemożliwe. Ruszamy dalej uliczkami starego miasta. Na chodnikach rozkładają się bary z jedzeniem, uliczne wózki z przekąskami. Co krok widać plastikowe stoliki z krzesełkami, szybko przekonujemy się, że jest to jedno z lepszych miejsc do jedzenia w Wietnamie. Nie wykwintne knajpy, ale uliczne bary i kramy.
Hanoi Ancient House
W końcu docieramy do Hanoi Ancient House zwany też Heitage House (87 Pho Ma May). Bardzo chcę zobaczyć, jak wyglądały w środku wietnamskie domy miejskie. Wstęp kosztuje 10 tys. VND (1,6 zł). Takie domy odwiedzałam m.in. w Tajlandii czy na Filipinach. Lubię takie miejsca, dlatego, że to trochę jak przeniesienie się w dawne czasy. Ancient House był domem niegdyś domem bogatego kupca. Składa się z obszernego salonu, do którego wchodzi się prosto z ulicy, kilku dodatkowych pomieszczeń, które prowadzą na mały taras oraz piętra, na którym znajdują się sypialnie. Wnętrze wyposażone jest w meble wykonane z ciemnego drewna, sprzęty codziennego użytku czy zabawki. Tak jak w innych krajach Azji można tu zobaczyć wysokie progi, które uniemożliwiały poruszanie się po domu… duchom.
Hanoi Train Street
Przy okazji spaceru po Hanoi zaglądamy na słynną ulicę z pociągiem. Hanoi Train Street () jest wąską uliczką w centrum, środkiem, której biegną tory kolejowe. Miejsce to stało się mekką turystów, którzy za punkt honoru stawiali sobie zrobienie zdjęcia z pociągiem w tle. Niejednokrotnie pociągi były zmuszane do zatrzymania się, a nawet wcześniejszej zmiany trasy. Efektem tego stało się zamknięcie z końcem 2019 roku znajdujących się przy tej ulicy kawiarni i restauracji oraz całkowite wyłączenie jej z ruchu turystów. Dosłownie na każdym wejściu stoją policjanci i blokują wejście na ulicę. Zaglądamy przez szlaban, nie ma pociągu ani słynnych stolików na torach. Ulica jest pusta, bez celu szwendają się po niej pojedynce osoby mieszkające w kamienicach. Przez lekkomyślność turystów stracili oni możliwość dobrego zarobku. Zyskali za to spokój, ale tym ciężko wyżywić rodzinę.
Ruszamy dalej i trafiamy na ulicznego fryzjera. Wojtek prosi go, aby podciął mu włosy i odrobinę skrócił brodę. Ten chyba mało rozumie, bo zaczyna Wojtkowi golić brodę. I to nie skracać, ale golić! Nim docierają do niego nasze prośby by przestał, Wojtek jest już w połowie ogolony. Nie ma wyjścia i poddaje się zabiegowi do końca. Za niecałe 20 tys. VND zostaje z buzią gładką niczym pupa niemowlęcia.
Świątynia Literatury
Oddalamy się jakieś dwa kilometry od Starego Miasta, spacerem docieramy do Świątyni Literatury (Văn Miếu Quốc Tử Giám). Podobno jest to jedno z piękniejszych miejsc w Hanoi. To nic innego jak pierwsza na ziemiach wietnamskich uczelnia. Została ufundowana w 1070 roku jako miejsce, w którym mieli się szkolić urzędnicy państwowi. Cały teren odgrodzony jest od miasta kamiennym murem i, mimo że hałas Hanoi przez niego przenika, to wewnątrz panuje specyficzna cisza i skupienie. Pierwotnie świątynia składała się z pięciu dziedzińców, każdy symbolizował jeden żywioł (ziemię, ogień, wodę, drewno i metal). Niestety ostatni z nich został zniszczony i dziś możemy oglądać tylko jego rekonstrukcje.
Studia tutaj trwały od 3 do 7 lat, pierwotnie uczelnia była przeznaczona dla „wybranych”, z czasem jednak mógł do niej uczęszczać każdy (mężczyzna), który zdał egzaminy wstępne. Uczono filozofii, historii, administracji, polityki, etyki czy literatury. Ponoć nauka kończyła się trudnymi egzaminami i uczelnie kończyli tylko najlepsi. I nieliczni, ponieważ przez 7 wieków jej działalności naukę zakończyło (zdobywając tytuł doktora) tylko 2313 uczniów. Podobno ostatnie egzaminy wśród najlepszych przeprowadzał sam król. Nazwiska tych, którzy szczęśliwie zakończyli studia, zostawały wykute na kamiennych tablicach niesionych przez żółwie. Do dziś można je oglądać w świątyni.
Enklawa w środku metropolii
Świątynia Literatury zbudowana jest według zasady konfucjańskiej równowagi, oznacza to, że jest podzielona na pięć dziedzińców, a przechodzenie przez nie ma powodować wyciszenie umysłu. Pierwsze dwa dziedzińce to małe parki, które oddziela od siebie pawilon z trzema przejściami: środkowy zarezerwowany był dla cesarza i rektora, lewe dla służby i gości zaś prawego przejścia mogli korzystać studenci. Trzeci dziedziniec zwany Ogrodem Nagrobków mieści w swoim centrum Studnie Niebiańskiej Czystości. Po jego bokach znajdowały się kiedyś skarbce, teraz można zobaczyć tu żółwie z kamiennymi tablicami. Czwarty dziedziniec (Dziedziniec Sanktuarium Mądrości) mieści sale z ołtarzami, na których znajdują się podobizny Konfucjusza i jego uczniów. Piąty, zrekonstruowany dziedziniec (zniszczyli go Francuzi w 1946 roku podczas nalotów), mieści pagodę, salę ceremonialną, muzeum, ołtarz z podobiznami monarchów oraz wielki dzwon z brązu.
Mauzoleum Ho Chi Minha
Wietnamczycy podobno wierzą, że wielki wódz Ho Chi Minh – Wujek Ho, nie umarł, ale zapadł w długi sen. Ciało jego, dzięki przyjaciołom z ZSRR, zostało zabalsamowane i złożone w mauzoleum. Tak samo, jak ciało Lenina, Mao, Kim Ir Sena… Same zwłoki wielkiego przywódcy można obejrzeć codziennie do godziny 11:00. My niestety na placu Ba Dinh (Quảng Trường Ba Đình) jesteśmy za późno. Mimo że ciekawa byłam, jak wyglądają zwłoki Wielkiego Wodza, to wydaje mi się, że wchodzenie do środka w towarzystwie Liwii byłoby nie na miejscu. I to nie ze względu na ewentualne urażenie śpiącego Ho Chi Minha.
Plac Ba Dinh
Sam teren, na którym znajduje się Mauzoleum (Lăng Chủ tịch Hồ Chí Minh), jest bardzo duży. Jest to ten sam plac, na którym 2 września 1945 roku Ho Chi Minh odczytał deklarację niepodległości Wietnamu. Wielki Ojciec Narodu zmarł w 1969 roku i w testamencie poprosił, aby jego zwłoki spalić, a prochy rozsypać na północy i południu Wietnamu. Komunistyczne władze postanowiły jednak woli wodza nie wypełniać, a z jego ciała zrobić mumię i wystawić na widok publiczny, aby kult jednostki w kraju umocnić. Budynek mauzoleum (Lăng Chủ tịch Hồ Chí Minh) wzniesiono z materiałów zwiezionych z całego Wietnamu. Oczywiście budując je, wzorowano się na mauzoleum Lenina w Moskwie. My przechodzimy przed ogromnym grobowcem, robimy mu kilka zdjęć i ruszamy dalej. A Wy chcąc odwiedzić to miejsce i Wujka Ho, sprawdźcie, czy akurat nie przebywa on w Rosji na corocznym balsamowaniu.
Chcąc odwiedzić Wielkiego Ojca Narodu wietnamskiego pamiętajcie o kilku sprawach: należy się przyzwoicie ubrać, wszystkie rzeczy oddać do depozytu, a podczas zwiedzania zachować postawę godną i uroczystą. Głupie miny, szepty, wkładanie rąk do kieszeni, ich krzyżowanie czy nawet długie patrzenie na ciało wodza wiąże się z natychmiastową reakcją strażników. Wokół Mauzoleum można zobaczyć jeszcze kilka innych obiektów takich jak: dom i muzeum Ho Chi Minha, Pałac Prezydencki czy Pagoda na Jednej Nodze. obiektów takich jak dom i muzeum Ho Chi Minha, Pałac Prezydencki czy Pagoda na Jednej Nodze.
W miejskiej dżungli czyli jak nie dać zabić się na przejściu dla pieszych.
Dochodzi południe, jesteśmy coraz bardziej zmęczeni. Siadamy na jednej z ławek niedaleko największego jeziora w Hanoi i zastanawiamy się, jak można na co dzień funkcjonować w tak głośnym i zanieczyszczonym mieście. Hanoi to nieustający ruch pojazdów, w większości skuterów. Kupno samochodu w Wietnamie to bardzo duży wydatek dlatego prawie każdy ma tu skuter. Służy on do wożenia siebie, dzieci, dzieci i żony, dzieci, żony i teściowej a czasem też i teścia. Cztery osoby na skuterze to widok dość powszechny. Skuter jest też mini ciężarówką, służącą do przewożenia wszystkiego: zakupów, towarów, zwierząt. Niestety pojazdy te generują spora ilość hałasu i zanieczyszczeń. Patrząc na ulicę Hanoi, na których nie obowiązują żadne zasady ruchu drogowego, człowiek ma wrażenie, że ten ciąg pojazdów funkcjonuje jak idealny organizm. Jest płynny i wszystko tu ze sobą współgra.
Pieszy ma najtrudniej…
Najgorzej w tym organizmie mają piesi. Na nich nikt tutaj nie zwraca uwagi. Są jak pchły, które w chaotyczny sposób próbują przeskoczyć z brzegu na brzeg, a wszyscy inni chcą je rozgnieść. Oj nastawić się trzeba w Hanoi na walkę o przeżycie i to za każdym razem, kiedy chce się przejść na drugą stronę ulicy. Tutaj nikt nie przestrzega zasad pierwszeństwa, sygnalizacji pieszej czy nawet znaku STOP. Aby przejść przez ulicę należy wziąć głęboki oddech, nabrać odwagi i iść manewrując między pojazdami. Kluczowym jest poruszanie się w stałym tempie i wiara w to, że Wietnamczycy ominą Cię z jednej lub drugiej strony.
Jezioro Zachodnie
My po chwili odpoczynku ruszamy w stronę West Lake i najstarszej w Hanoi pagodzie – Tran Quoc Pagoda. Jezioro Zachodnie ( West Lake, Hồ Tây) to największy zbiornik wodny Hanoi. Legenda głosi, że powstał w miejscu walki Ojca Smoka z lisem o dziewięciu ogonach. W rzeczywistości jezioro jest pozostałością starorzecza Rzeki Czerwonej. My dochodzimy wschodnim brzegiem do pagody Tran Quoc (Chùa Trấn Quốc) – jednej z czterech najstarszych pagód w Wietnamie i najstarszej w Hanoi.
Niestety umyka mi fakt, że w południe jest przerwa w zwiedzaniu i odchodzimy spod bramy z kwitkiem. Żałuje, bo Pagoda i teren wokół niej wyglądają przepięknie. Podobno w świątyni znajduje się skarb – gałąź w drzewa Bodhi z Bodh Gaya. Miał pod nią medytować sam Budda (jest to prezent od prezydenta Indii). Niestety pod bramą spotkać można panie handlujące ptaszkami, żółwikami, rybkami i innymi żywymi stworzeniami. Wojtek musi mnie stamtąd odciągać siłą, ponieważ gotowa jestem kupić tyle tych zwierzątek na ile tylko mnie stać i wypuścić je na wolność. To ciemna strona Azji, której nienawidzę. Nie mogę pogodzić się z tym, że zwierzęta są tam traktowane gorzej niż rzeczy.
Hanoi – miasto, które chłonie się całym sobą.
Wracamy do naszego hotelu. Możemy wreszcie się wykapać i przebrać. Mamy za sobą podróż przez pół świata, dzień w Pekinie i 10 km po Hanoi. Nie mijają jednak dwie godziny, a my z powrotem jesteśmy na ulicach stolicy Wietnamu. Ja nie mogę sobie odmówić i wchodzę do salonu masażu. Masaż to jest to, co uwielbiam w Azji. Kiedy ja się relaksuje, Liwka zabawiana jest przez pozostałą część obsługi. Białe dziecko w Wietnamie stanowi bowiem nie lada atrakcje. W dziesiątkach musiałabym liczyć te razy, kiedy pytano nas o możliwość zrobienia sobie z Liwią zdjęcia. My jesteśmy tak zmęczeni, że zwyczajnie zasypiamy w salonie w trakcie masażu.
Plan na następny dzień – Zatoka Ha Long.
Ostatnią rzeczą, jaką musimy załatwić w Hanoi, jest znalezienie i kupienie wycieczki do zatoki Ho Long. Chcemy się na nią udać następnego dnia rano. Chodzimy od biura do biura (a tych jest naprawdę sporo w Hanoi, zwłaszcza w Old Quarter). Dowiadujemy się, że cena wycieczki z noclegiem zależy przede wszystkim od standardu łodzi, na której się śpi. Najtańsze są niewielkie, stare łajby, najdroższe – duże, nowoczesne łodzie z przeszklonymi ścianami kajut. Polecane na grupach biuro oferuje takie rejsy za od 140 $ od osoby. Decydujemy się na tańszą opcję (łódź o standardzie ***) w przypadkowym biurze. Ponieważ program wycieczek jest taki sam, uważamy, że nie ma za co przepłacać. Dodatkowo dobieramy transport z Ha Long do Ninh Binh co pozwoli nam dotrzeć tam szybko i bez przesiadek. Razem kosztuje nas to 100 $ za osobę.
Zadowoleni wracamy do hotelu, pakujemy się i kładziemy spać, bo o 7 rano mamy transport do Zatoki Ha Long.
Wydatki i niektóre ceny:
100 tys VND = 16,4 zł
- Karta z dostępem do Internetu kupowana na lotnisku w Hanoi – 350 tys. VND
- Taxi z lotniska do centrum miasta – 15$
- Nocleg w hotelu – 140 zł
- Wstęp do Nefrytowej Świątyni – 30 tys. VND
- Hanoi Ancient House – 10000 VND
- Uliczny fryzjer – 20 tyś VND 🙂
- Wstęp do Świątyni Literatury – 30 tys. VND
- Masaż stóp – 25 tys. VND
- Jedzenie – jedliśmy na ulicy za naprawdę niewielkie pieniądze, cen nie podaje bo wiele zależy od umiejętności targowania choć czasami płaci się tak niewiele, że targowanie można odpuścić.
Komentarze
Tadeusz
Oj zazdroszczę tego Hanoi. Wietnam to w ogóle u mnie top topów wish listy gdzie polecieć.
Kama322
Mi się nie udało dotychczas nigdy być w Azji, ale marzę o tym. Śledzę na bieżąco ten blog i czytam. To takie moje przygotowanie do podróży, może i mi się kiedyś uda.
Karcher
Super. Dla mnie numer jeden to Hanoi Train Street. Zawsze mi się to podobało i zastanawiałem się jak mieszkańcy i handlarze mogą tam funkcjonować.
Kinga | Blondynkanaswoim
Zawsze się trochę bałam odwiedzać azjatyckie kraje, właśnie ze względu na ten wszechobecny hałas, chaos i brak organizacji w ruchu drogowym. Niemniej bardzo chciałabym kiedyś pojechać do Wietnamu. Co prawda Wasz pierwszy dzień chyba nie był tym z Waszych marzeń, ale chyba mimo to bawiliście się dobrze 🙂
Lili Ess
Mam bilety na koniec marca właśnie do Hanoi i w obecnej sytuacji szerzącego się wirusa głęboko się zastanawiam co robić .. ale wpis jak najbardziej dla mnie przydatny .. zapisuje i robię nitatki
GosiaK mamnatooko
Szalenie ciekawy wpis. Przyjemnie się czyta. Super.
Gabi
Piękna podróż! Nigdy nie myślałam o Wietnamie jako o destynacji na podróż ale może to błąd
Paulina
Fajnie pisane, poczułam się jakbym tam byla
Marta
Jestem ciekawa jak to jest podróżować tak intensywnie z małym dzieckiem. Wiem, że wszystko jest kwestia organizacji i przyzwyczajenia, ale mimo wszystko jestem ciekawa 🙂 nasze najdalsze wyjazdy to 600 km nad morze z pięciolatka i 9miesieczna corka. Ale tam też nie było aż tak intensywnie
Adam widerski
Nigdu tam nie byłem i nie wiem czy to jest moje wymarzone miejsce..
Magdalena
Ciekawy Kraj i efektowne zdjęcia. Mnie do Wietnamu i w te rejony w ogóle nie ciągnie, nie miałabym tam co robić 🙂 Ale dla zagorzałych podrózników, takich jak Wy – to musi być jedno ze spełnionych marzeń.
Przy Kominku
Fajnie, że dzięki Wam można chociaż na chwilę znaleźć się w innym miejscu. ciekawy wpis i świetnie się czyta. Może kiedyś uda nam się tam pojechać 🙂
Filovera
Azja to jak na razie nie moje klimaty. Ale wpis super, czuję się, jakbym tam była
Anna
Hanoi jest warte odwiedzenia. Jest już zasiane przez Was ziarenko. Trzeba tam pojechać i zobaczyć to miasto. Śliczne zdjęcia i inspiracja
Ola
Wspaniały, rzeczowy opis połączony z pięknymi zdjęciami. Zazdroszczę i jednocześnie podziwiam – taka wyprawa z dzieckiem, nie wiem czy bym się na coś takiego odważyła. A nerwy i chwilę bezradności przeżywa chyba każdy, ważne żeby nie paraliżowały tylko pobudzały do działania. Ale jak widać doskonale o tym wiesz 🙂
Milena Szkyrpan
O widzę sporo fajnych miejsc! Zapisuje sobie wpis do zakładek 🙂
Gotowy na Więcej
Mega ciekawy wpis!
Patrycja
Piękna relacja. Niesamowity klimat, mnie trochę odstraszaja te rejony…
TosiMama
Niezwykłe miejsce. Mnie, co prawda, w tamte rejony świata w ogóle nie ciągnie, ale Twoją relację przeczytałam z zapartym tchem.
Marcin BWZ
Usługi w bardzo korzystnych cenach… po zdjęciach widzę, że to nie jedyna ogromna atrakcja tego miejsca… zazdroszczę! 😉
Anna
Podróż życia! Piękne miejsce.
Travel Bug
Spadliście mi z nieba z tym wpisem bo za tydzień wybieram się do Tajlandii, którą chcę połączyć z Laosem i Wietnamem. Z Hanoi chcę udać się po rejs po zatoce. Niestety myślę, że na miasto pozostanie mi tylko jeden dzień więc chętnie skorzystam z Waszych rekomendacji:)
Michał
Bardzo zachęcający wpis do odwiedzin! 😉 Zastanawiam się tylko nad wypadem rodzinnym 2+3 dzieci, od 1 roku do 6 lat czy to ma większy sens?
Krystyna M.
Rewelacyjny wpis, cudne zdjęcia i wspaniała podróż. Tyle mogę powiedzieć! I w końcu dowiedziałam się czegoś na temat tych specyficznych, stożkowych kapeluszy!
gonicmarzenia
Strasznie mi się podoba Wietnam, super zdjęcia i wpis. 🙂
Irena -Hooltaye w podróży
Oj jak miło było poczytać tę relację.
Uwielbiamy Azję i zawsze wracamy tam z przyjemnością.
Ciągle jest tyle do zwiedzenia, ciągle brak czasu. Wietnam jest wspaniały.
Fajnie było gościć u Ciebie-)
Pozdrawiam!
panidesigner
Wow, przepiękne miejsce! Nigdy nie byłam w Wietnamie i mam jakieś dziwne obawy przed tym miejscem. Aczkolwiek wygląda niesamowicie 🙂
Gabinet Holistic
Świetne zdjęcia 🙂
Ula - wmojejnaturze.pl
Bardzo ciekawy wpis. Można poczuć klimat miasta. Zazdroszczę wyprawy
AnWuWu
Słyszałam, że warto się tam wybrać. Po Twoim wpisie mam jeszcze większą ochotę na odwiedzenie tego kraju!
Koralina
bardzo zazdroszczę Wam tej wycieczki, kręcą mnie wschodnie klimaty i nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia i relację z podróży 🙂
Gabi, odpodrozydopodrozy.pl
Piękna relacja, mi też Hanoi bardzo sie podobało,
pozdrawiam
Martyna Soul
Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzę Wietnam. Na chwilę obecną jednak jest dość daleko na mojej liście…
Paulina
Piękne zdjęcia z pięknego miejsca 🙂
Asia/ Lemur Podróżnik
Oj znam te uczucie poirytowania! Ale dobrze, że przychodzi otrzeźwienie i jednak człowiek orientuje się, że nerwy nic tutaj nie dadzą. Przepiękne zdjęcia i fantastyczne miejsca. Nie ciągnie mnie generalnie do Azji, ale Hanoi jest miejscem, do którego chciałabym pojechać i jeszcze na Hokkadio zobaczyć czy mają tam dynie:)
Magda
Też spędziliśmy w Hanoi tylko jeden dzień i pozostał lekki niedosyt. Dobrze, że przypomnieliście nam, że wciąż mamy tam do zobaczenia sporo ciekawych miejsc i warto zacząć myśleć o powrocie 🙂